Zbliżała się pora Świąt Bożego Narodzenia i Jezus udał się w niedzielę do galerii handlowej. Zanim wszedł do budynku przyglądał się setkom samochodów zaparkowanych na parkingu i kierowcom nerwowo szukającym wolnego miejsca. Pokiwał ze smutkiem głową i poszedł dalej. W galerii od listopada rozbrzmiewał dźwięk kolęd i melodii bożonarodzeniowych. Na moment Jezus wszedł do kiosku z prasą i przeczytał artykuł o wigiliach zakładowych, które stały się imprezą integracyjną mocno zakrapianą alkoholem. Pokiwał ze smutkiem głową i poszedł dalej. Napotkał siedzących za stołami kupców sprzedających dekoracje bożonarodzeniowe oraz tych, którzy sprzedawali w stroju aniołków opłatki. Ludzie przepychali się w pośpiechu robiąc zakupy. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich z galerii, porozrzucał monety, porozbijał kasy fiskalne kupców, a stoły z bombkami i choinki powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali opłatki, rzekł: Weźcie to stąd, a z okazji moich urodzin nie róbcie biznesu i targowiska! Z moich narodzin niektórzy z Was zrobili sobie niezły biznes. Boże Narodzenie to nie pogańskie święto obżarstwa i megalomanii prezentowej. Nie chce, byście się prześcigali w prezentach, a wy handlarze w zyskach. Ale żebyście mieli czas dla swych najbliższych, z nimi rozmawiali, z dziećmi się bawili. Chodzi o miłość... Głos Jezusa nagle zamilkł.
Epilog. Bowiem w tym momencie ochrona powaliła Jezusa na ziemię. Nadjechała karetka pogotowia, pielęgniarze ubrali go w kaftan bezpieczeństwa i na sygnale pojazd odjechał do szpitala psychiatrycznego...
Miłej niedzieli zakupowej, wszak już za kilka dni Boże Narodzenie!
Dariusz Zielonka, na podstawie snu i Ewangelii.