środa, 23 grudnia 2009
m. jest aniolem
Jadąc samochodem zobaczyłem leżącego człowieka, leżącego twarzą w rowie. Zatrzymałem się. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do człowieka. Był kompletnie pijany. Nie potrafiłem go podnieść. Bełkotał, aby nie wzywać policji. Nie moglem go zostawić na pustkowiu w tym rowie, bo by dalej spal i może nawet zamarzł na śmierć. Z drugiej strony jego zapach sprawiał, że nie moglem zbyt blisko niego stać, zbierało mi się na wymioty. Komiczna sytuacja elegancko ubrany facet i brzydko śmierdzący pijaczek, cały przemoknięty. Myśl: muszę coś zrobić, nie mogę go zostawić. Najgorsze, że zapomniałem komórki, żeby wezwać jakąś pomoc. Musiałem sam działać. Postanowiłem, że spróbuje go odwieść do domu. Był kompletnie mokry, czuć było mocz i nie tylko.... Wziąłem koc z bagażnika i zarzuciłem na przednie siedzenie. Najgorsze było podniesienie go z rowu, był dość ciężki, nie potrafił sam wstać, ale jakoś się udało, dotarliśmy do drzwi i zamiast trafić na siedzenie mój pasażer wpadł pupą na miejsce na nogi, trzeba było go znów podnosić. Udało się. Kilkakrotnie prosiłem go, by powiedział gdzie mieszka. Wymamrotał miejscowość. Kilka kilometrów jazdy. Myślałem, że się uduszę od smrodu w aucie. Otwarłem okno, bo nie moglem oddychać. Brało mnie na wymioty. Zacząłem oddychać ustami, by nie czuć. Pomogło. Pytam mojego gościa o adres. Ale nic. Jedyne słowa, które wypowiadał to: m. jest aniołem (Okazało się, że M. to jego córka, zresztą ją znam, bardzo fajna dziewczyna). Postanowiłem podjechać gdzieś gdzie są ludzie, w małej miejscowości ludzie się znają i wskażą mi miejsce zamieszkania mojego pasażera. Zatrzymałem się jakiś facet od razu poznał mojego towarzysza podróży: To Mikołaj, mieszka niedaleko. Wskazał dom. Zajechałem pod dom. Akurat z domu wychodziła M. Podszedłem do niej i mówię, że przywiozłem: pana Mikołaja, a ona na to, że taki tu nie mieszka. Ale poprosiłem, żeby go zobaczyła. Zrobiło jej się trochę głupio: tak, to mój tatuś. Prawdopodobnie na wsi mówią na tatę M. Mikołaj ze względu na brodę, którą nosi. Faktycznie inaczej ma na imię. M. zawołała wujka i kuzyna, którzy wyciągnęli mojego Mikołaja z samochodu. M. będzie pewnie mnie teraz omijać długim kołem. A ja wiem, że jej ojciec alkoholik bardzo ją kocha, całą drogę mamrotał, że M. jest aniołem. Wieczorem jechałem po świąteczne zakupy w moim aucie dalej czuje Mikołaja, kupiłem różne zapachy i go dalej czuje... I myślę o słowach Mikołaja: M. jest aniołem. A ja zrobiłem adwentowy dobry uczynek. Dzieciątko może mi zaliczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze,że podszedleś do niego i sprawdziłeś, co się stało. nie wiem czy bym tak umiała. Może ominęłabym go z daleka, czując nieprzyjemną woń? Pijanych ludzi często omija się z pogardą. Dobre masz serce... Miłosierny Samarytanin.
OdpowiedzUsuńProszę, jeśli to możliwe, zamień słowo podeszłem na podszedłem w powyższym tekście, chyba w dwóch miejscach. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, za moje niechlujstwo językowe. Dzięki za zwróconą uwagę w trosce o piękno i czystość języka polskiego. Poprawiłem, na przyszłość będę starał się unikać tego błędu, ale za bezbłędność tekstów nie ręczę. W moim języku mówionym pojawiają się potoczne błędy językowe oraz przesiąknięty jest regionalizmami, które wpływają na mój język pisany, czy by rzecz patetycznie - literacki, hahaha. Również serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń