niedziela, 17 kwietnia 2011
Chmarami i gwiaździście na Jasną Górę
Dziś rozpoczynają swój sezon motocykliści. Zapaleńcy tych jednośladów mkną dziś na Jasną Górę na VIII Motocyklowy Zlot Gwiaździsty! Msza na Jasnej Górze symbolicznie inauguruje sezon motocyklowy, połączona jest z poświęceniem wszystkich użytkowników jednośladów – no i samych jednośladów. Dziś miałem okazje podziwiać wędrowców na ich jednośladach. Idea wspaniała, popieram, ale dziś miałem okazję jechać trasą Warszawa - Katowice i co wyprawiali niektórzy motocykliści woła o pomstę do nieba. W niektórych sytuacjach pasuje określenie dawcy narządów. Potrafili podwójnie przekraczać dozwoloną prędkość, albo jak chmara pszczół wyprzedać samochody to z lewej, to z prawej strony. Na tym odcinku większość drogi jest remontowana zatem dziarscy motocykliści slalomem pokonywali pachołki ograniczające pas jezdni, nierzadko przewracali je, które później wpadały na środek pasa jezdni, i w tym momencie slalom musieli wykonywać kierowcy samochodów, by nie najeżdżać na pachołki. Na parkingu rozmawiałem z jednym motocyklistą, który stwierdził, że rozpoczynają sezon i niektórzy z nich szaleją. Po drodze dostrzegłem jedną parę, która zaliczyła "glebę", widać było, że się poobcierali, na szczęście nic groźnego im się nie stało (chodzili obdarci kulejący). Życzę, aby dziś wszyscy z nich wrócili cało ze swojego zlotu na Jasną Górę. Ale mam pewne dość uzasadnione obawy... I brakowało mi policji, aby poskromiła temperamenty młodzieży (jak są potrzebni to ich nie ma...). Może warto by organizatorzy zwracali młodym motocyklistom o zasadach ruchu drogowego i szczególnie podczas zjazdu na Jasną Górę, mogliby dać piękny przykład kultury na drodze. Ja niestety dziś spotkałem się w dużych ilościach z jej brakiem. Choć przyznam dla sprawiedliwości, że kilkunastu motocyklistów pięknie jechało, zachowując się na drodze wzorowo. Motocykliści jadąc na Jasną Górę promujcie bezpieczeństwo i kulturę!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hmm...tylko z drugiej strony ktoś musi być tym "dawcą organów", dzięki temu inni, którym naprawdę zależy na życiu mogą dostać nowe narządy i przeżyć-brutalne, ale prawdziwe...
OdpowiedzUsuńA co do stylu jazdy motocyklistów-ja myślę, że ludzie kupujący jednoślad są spragnieni adrenaliny, emocji i ryzyka, więc ich nie da się oduczyć tych złych nawyków!
Piloci pewnie też kochają adrenalinę:-)
A ja nie obawiam się tak jednośladów, jak wyskakujących na jezdnię zwierzątek-tylko ostatnio napotkałam 4 dziki i sarenkę, która wyskoczyła mi jak jechałam 80km/h i minęłam się z nią na milimetry-tj. dopiero przeżycie.
Pozdrawiam
Muszę przyznać, że podobają mi się motocykle, zwłaszcza te lśniące, markowe, mają w sobie to "coś"...Dają poczucie wolności, siły, przynależności do elitarnej grupy. No i przez to niektórym troszkę przewraca się w głowach.
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej jednoślady jeżdżą wzdłuż torów ruchu innych pojazdów. Zwierzyna leśna natomiast uparła się, że będzie się poruszać w poprzek drogi...
Podobno sarny przebiegają przez drogę parami. Dlatego lepiej zwolnić, gdy z daleka zobaczy się jedną sarnę, bo może ona być przewodniczką. Mi ostatnio trafiała się drobniejsza zwierzyna: łasica, zając i bażant. Obawiam się o życie łasicy, zająca i bażanta udało się ominąć.
Pozdrowienia dla wszystkich ostrożnych kierowców. Pozostałym zdrowie nie w głowie.
Hmm...nie miałam prawa tej sarenki zbyt wcześnie dojrzeć-jechałam autkiem po 24-tej i to przez obszar leśny, więc o latarniach można tam zapomnieć-dziękuję za radę, będę pamiętać.
OdpowiedzUsuńA co do tych drobnych zwierzątek-zająca jeszcze u mnie można spotkać, ale łasicę i bażanta to nie bardzo:-)
Ja bardzo lubię szybką jazdę samochodem, ale w granicach rozsądku.
A co lubią piloci?-przecież prędkość, którą rozwija auto, to nic w porównaniu z samolotem.
Pozdrowienia:-)
jak pilot zderzy się z tak wielką zwierzyną w powietrzu ratuje się skokiem na spadochronie, haha.
OdpowiedzUsuńHej, jak ta sarna...
OdpowiedzUsuńZderzenia z pilotami bywają bardzo niebezpieczne dla fruwających sarenek ;-) Taki pilot ma spadochron, więc sobie spadnie łagodnie, a sarenka pozostawiona w przestworzach już nigdy nie będzie mogła zapomnieć, hahaha.
Chyba, że ją pilot mocno obejmie i weźmie ze sobą :-)
Pozdrowienia dla Ciebie, Anonimowa Pani. Dobrze Cię tu spotkać. Jakoś bym Cię chętnie nazwała, może wymyślisz jakiegoś sympatycznego nicka?
To wprawdzie nie mój blog i czasami się boję, że się zbyt panoszę, ale chyba w tym względzie jesteśmy jednomyślni. Prawda, Hans?
No właśnie, to mój blog i staramy się opanować tendencje do panoszenia się, haha. Nie ma konieczności podpisywania się.
OdpowiedzUsuńSilence - jako pilot - chciałbym Ci przypomnieć, że w przestworzach nie chulają sarenki, częściej spotkasz sępy, orły, gołąbki, czy wróbelki. Silence pilot mocno obejmuje stery, a nie sarenki, haha. Stąd pilot nie obejmuje mocno sarenek, a co zabrania ze sobą - to tylko wtedy jak posiada bilet i właściciel ją zabierze ze sobą, haha.
Hans, już się nie panoszę, choć przypominam tylko Twoją własną prośbę. Nick niczego nie odkrywa, identyfikuje jedynie osobę w ramach bloga. A pilot oczywiście obejmuje ster, a nie sarenki. Zgadza się :-) Ale w wyjątkowych przypadkach po prostu może sarenkę ratować. ;-)Ja jako ratownik wodny musiałam w ramach ćwiczeń ratowniczych niejednokrotnie bardzo mocno obejmować i to na różne sposoby różne osoby, również mężczyzn, pozycje bywały dwuznaczne, wszystko w wodzie, w skąpym odzieniu, a przecież nikt nie myślał jak to fajnie tak się obejmować tylko "byle jak najszybciej do brzegu", hahaha
OdpowiedzUsuńŚwietnie ze sobą rozmawiacie!
OdpowiedzUsuńI tak powstał nowy temat-przytulanie:-)
Bardzo miły temat-może jakoś go rozwiniemy?...
Silence-cieszę się, że w końcu mam poparcie w kwestii wody-morza, ja uwielbiam morze, a Autor bloga chyba woli góry-wszystko na to wskazuje:-)
Pozdrowienia
To rozmawianie wypływa ze znajomości w realu, haha. Widzę, że Silence "wymusiła" na Tobie nick, haha.
OdpowiedzUsuńJa lubię wszystko, co piękne - a więc i góry i morza i niziny i wyżyny i lasy i zabytki i sztukę i pustkowia, haha. Wiele mogę pomieścić.
OdpowiedzUsuńWracając do dzików, to miałem podobną przygodę, w nocy jechałem dość szybko, przez las i nagle na jezdnie wybiegło stadko dzików (2-3 dorosłe sztuki i z kilkoma małymi). Zamiast przelecieć na drugą stronę, to pewnie wskutek świateł samochodowych zwierzęta stanęły jak wryte na środku. Ciarki mi przeszły po plecach, czułem prawie jakby mi włosy stawały dęba, haha. W każdym razie zjechałem całą prędkością na pobocze i w ten sposób ominąłem dziki. Na całe szczęście pobocze było płaskie i dość szerokie, i cała historia zakończyła się szczęśliwie i jedynie pozostało wspomnienie.
OdpowiedzUsuńSilence. "..............."
OdpowiedzUsuń(Centralna Wysoka Cenzura. Hans)
OdpowiedzUsuńTak, spodziewam się, że znacie się w realu:-)
OdpowiedzUsuńTo nie tak, że Silence wymusiła na mnie nick i tak po stwierdzeniach wiadomo z kim się pisze...
Swoją drogą ciekawa jestem, gdzie było spotkanie z dzikami?-może na południu kraju...?
A co do górskich i innych krajobrazów, założę się, że jeżeli zapytam jakie masz plany wakacyjne Drogi Autorze bloga to odpowiedź zabrzmi-góry!!!:-)
Spotkanie z dzikami odbyło się w centralno-wschodniej Polsce, w okolicach Annopola, kilka kilometrów od mostu na Wiśle.
OdpowiedzUsuńPlanów wakacyjnych nie mam, pewnie aktywnie, ale szczegółowego planu brak (wszystko zależy od wolnego czasu i kasy). Ostatnimi czasy lądowałem nad morzem (nie czytaj leżałem plackiem).
Morze~~~jak to wspaniale brzmi:-)
OdpowiedzUsuńNie podejrzewam Kogoś tak wysportowanego i wrażliwego na piękno świata, żeby mógł leżeć na plaży!
Ja sama nie potrafię leżeć i się opalać-większość czasu spędzam w wodzie, na materacu albo bardziej sportowo:-)
Leżenie dla mnie nie jest odpoczynkiem-tym bardziej, że ja nie potrafię się nudzić-moje studia mnie tego nie nauczyły...
Tak się zastanawiam, gdzie tkwi piękno gór...
Kiedyś usłyszałam argument, że w górach człowiek jest bliżej nieba i może tj. piękne:-)
Pozdrowienia
Dla jasności: nie jestem kimś tak wysportowanym (kondycyjnie może troszeczkę ponad przeciętną nad moim rocznikiem - ze względu na bieganie), na dodatek po zimie nagromadził się też nadmiar ciała, który będę musiał stopić, haha.
OdpowiedzUsuńDla mnie leżenie bywa odpoczynkiem, kiedy wymoczę się porządnie (czyt. popływam) to chwilka na materacu, czy leżaku (do wyschnięcia) bezcenne, haha.
W górach najpiękniejsze są widoki, robisz krok i widzisz coś innego i piękniejszego, z innej perspektywy. No i czujesz się cząstką ziemi, ale i jest ci bliżej nieba. No i ten podmuch wiatru z promieniami słonecznymi smagający twarz. Pozdrawiam.
Zarówno góry jak i morze mają w sobie coś mistycznego, są majestatyczne, potężne, człowiek czuje się tam częścią pierwotnego piękna i dobra Stworzenia.
OdpowiedzUsuńKocham i morze, i góry. Hans, pięknie opisałeś góry. Dodam jeszcze niesamowitą radość pokonywania swojego lenistwa, cudowne chwile docierania, po długim wysiłku, do szczytu, gdy serce bije badzo mocno, czasem słyszy się je w uszach, a oddech staje się tak głęboki, że wręcz zajada się to ostre, górskie powietrze. I niesamowite chwile, gdy spocony, zdyszany, pochylasz się nad omszałym, szemrzącym wśród kamieni górskim potokiem, zanurzasz dłonie w krystalicznej, zimnej wodzie, a potem pijesz ją oblewając się od stóp do głów...
Dodam jeszcze, że mam specjalny sentyment do Bałtyku i on chyba do mnie też. :-) Pamiętam moje pierwsze świadome spotkanie z morzem. To były długie minuty kontemplacji. Nie mogłam oderwać wzroku, nie umiem opisać uczuć, które mi wówczas towarzyszyły. Można je chyba jedynie porównać do zakochania. A morze odwdzięczyło mi się tym samym. Co roku, pierwszego dnia pobytu na wakacjach znajdowałam najpiękniejszy bursztyn lub muszelkę. Miałam też, już jako nastolatka ciekawą przygodę. Z powodu długich włosów musiałam je zawsze związywać, żeby się nie zaplątać w czasie pływania. Pewnego dnia odpłynęłam daleko od miejsca gdzie na kocu odpoczywali moi rodzice. Nigdy właściwie nie leżę na plaży, tak samo jak Ty, Medical girl ;-). W sumie nie da się mnie z wody wyciągnąć. Nawet z takiej bałtyckiej, o temp. 14 stopni. Nagle gumka ześlizgnęła mi się z włosów. Próbowałam ją znaleźć - nie udało się. Poszłam zatem do rodziców. Ale mama nie miała nic, co nadawałoby się do związania moich włosów. Wróciłam w okolice miejsca, gdzie zgubiłam gumkę. Morze falowało... A ja weszłam do wody, poprosiłam morze żeby mi pomogło i przy pierwszym zanurkowaniu chwyciłam coś do ręki. To była moja gumka...
To miłe przeżycia z lodowatym Bałtykiem, Silence:-)
OdpowiedzUsuńJakoś nie chce mi się wierzyć w ten nadmiar tłuszczu u Autora bloga :-)
Góry nie są moim "światem", mimo, że bardzo dużo chodziłam po górach kiedy byłam młodsza. Zdecydowanie bardziej wolę wiatr od morza, ciepłe promienie słońca,orzeźwienie, ten dźwięk fal i zapach...
I to właśnie nad morzem wydarzyła się jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu-patrząc na pierścionek na palcu, zawsze słyszę szum morza...
Pozdrawiam
Tłuszczyk to nie kwestia wiary, co faktu, haha.
OdpowiedzUsuńAle rozpocząłem intensywnie spalanie, haha. Tak u mnie bywa, że zimą troszkę się nazbiera a później zrzucam.
Piękne, romantyczne chwile z pierścionkiem na palcu tłumaczą preferencje morskie, haha. Życzę ciągłego szumu morza miłości w sercu i w twym życiu. Pozdrawiam.
Hans, coś mi się ostatnio nie udaje trafić w Twój blogowy gust. Przykro mi... Życzę Ci udanego spalania, trzymajmy się zwłaszcza podczas Świątecznych biesiad :-)Mam ten sam problem, ale też zabieram się za siebie. Zdarzało się, że różnica w wadze między latem i zimą dochodziła u mnie do 5 -7 kg. Stąd ten "klub misia" ;-)Pozdrawiam Wielkanocnie
OdpowiedzUsuńHmmm...co do tłuszczyku, musiałabym sprawdzić:-)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie mam takich problemów...
Dziękuję za życzenia:-)
Kocham morze od dziecka, ogólnie uwielbiam wszystko, gdzie można popływać i odpocząć z falami:]
Zaręczyny tylko przypieczętowały tą morską miłość!
Pozdrowienia:-)
Medical girl, fajnie Ci, bo masz z głowy duuuuży problem, hahaha. U mnie, może i u Hansa, a także u bardzo wielu ludzi te kłopoty wynikają z błędów żywieniowych w dzieciństwie, a potem już tak zostaje. Hans, zapewniam, jest bardzo przystojny, Hans, proszę nie kasuj tego, to prawda :-), a jak dobrze poszukasz, to na blogu jest kilka bardzo udanych zdjęć Autora. Polecam!
OdpowiedzUsuńMedical girl, jesteś dla mnie bratnią duszą, bo woda, to mój żywioł. Jak Święty Franciszek to pięknie powiedział - prosta, pokorna, święta woda... Bez sprzeciwu obmywa najgorsze brudy, nie męczy się światem, cały czas gotowa służyć i przyjąć w swoje objęcia wszystkich szukających orzeźwienia...
Niech Wam, Morscy Narzeczeni będzie dobrze razem. Pięknej, mocnej miłości!
Silence-dziękuję za miłe słowa:-)
OdpowiedzUsuńWidziałam zdjęcia Autora bloga już wcześniej i Drogi Autorze-to nie wygląda źle:]
Pozdrawiam:]
Przyznam, że ten tekst mnie trochę rozbawił "to nie wygląda źle". Dzięki za pocieszenie, haha. Zasadniczo się lubię i raczej akceptuje swą fizyczność i też tak myślę, że nie jest tak źle, haha.
OdpowiedzUsuńDe gustibus non disputandum est, tak to było?
OdpowiedzUsuńHans, dobrze jest tym, którzy siebie lubią. To nie jest takie oczywiste. Mężczyźni na ogół nie mają z tym problemu. Patrzą w lustro i myślą: Ręce mam, nogi mam, przystojny jestem!
A kobieta - przygląda się sobie i przygląda, i coraz więcej zauważa mankamentów, jeszcze porówna się z podretuszowaną fotką modelki z kolorowej prasy i stwierdza: Jestem brzydka!
A Medical girl chodziło o ten aspekt Twojego wyglądu, o którym rozmawialiście, nie o całość... ;-)
No bo całość naprawdę nie wygląda źle :-) Choć jak dla mnie, to zdecydowanie mało powiedziane ;-)
Natomiast istnieje jeszcze coś takiego jak urok osobisty, którego żadne zdjęcie nie odda, bo jest statyczne. Ja siebie nie lubię na zdjęciach. Źle na nich wychodzę, nie podobam się sobie, choć niektórzy twierdzą, że nie jestem brzydka. Dlatego real ma taką przewagę nad virtualem i stąd te moje westchnienia do spotkań, a propos... :-)
Też wydaje mi się, że kiepsko wychodzę na zdjęciach i że w realu jest bardziej "urokliwy", haha. Choć to nie ma dla mnie specjalnego znaczenia. Przyznam, że nie zdarzyło mi się myśleć w kategoriach brzydki czy też nie. Raczej że trzeba to co się ma poprawić, ulepszyć, skorygować. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywne myślenie! Można się uczyć od Ciebie normalnego podejścia do swojego ciała. Też pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńA na You Tube można sobie pooglądać modelki bez makijażu... Takie są zwyczajne, ładne, ale zwyczajne. To mi się podoba. Makijaż u innych lubię, ale sama czułabym się tak jakbym chciała kogoś oszukać. Jakoś nie potrafię się przemóc. Wolę siebie taką jaką jestem. To chyba też świadczy o pewnym stopniu samoakceptacji.
OdpowiedzUsuńDrogi Autorze bloga, jeśli Cię uraziłam to przepraszam. Może źle się wyraziłam, tak na marginesie nigdy nie mówię o ludziach "to". Zwyczajnie chodziło mi o "brzuszek" o którym rozmawialiśmy-Silence, dziękuję za obronę:]
OdpowiedzUsuńChyba nikt nie lubi siebie na zdjęciach-przecież to tylko zdjęcia, w realu jesteśmy bardziej autentyczni i piękniejsi:-)
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że Autor bloga jest przystojny, ale zajęty.....hahaha:-)
:-):-):-)
Widzę w każdym człowieku piękno. Nie ma dla mnie brzydkich ludzi. Bywają zaniedbani, kobiety - zdarza się niestety coraz częściej - zamiast podkreślać swoją urodę - oszpecają się idąc niewolniczo za wskazaniami mody. Ale odeszliśmy zasadniczo od pierwotnego tematu. Zaczęliśmy od bezpieczeństwa na drogach i jednośladów, przeszliśmy przez fruwające sarenki, pilotów, dziki, zające, morze, góry do zaręczyn i miłości... lądujemy na wyglądzie zewnętrznym i modzie... ot, meandry myśli, zwłaszcza kobiecej ;-) Stream of consciousness, hahaha
OdpowiedzUsuńDrogi autor bloga się tak szybko nie obraża, Droga Medical girl, stąd nie ma konieczności przepraszać. Jestem ciekaw co oznacza ten śmiech, na końcu twojego wpisu. Czy to śmiech z mojej przystojności, czy zajętości? Powiem filozoficznie, że pozory mogą mylić co do tych cech, czy stanów. Przystojność wcale nią być nie musi, a "zajętość" może oznaczać wolność. Choć wydawać się może inaczej. O zajętości może mówić bardziej Silence niż ja. Mój stan przystojności lawiruje w kierunku wolnego, choć w miarę odpowiedzialnego smakowania życia, haha.
OdpowiedzUsuńDroga medical girl twój post wskazuje na niesamowitą wiedzę (raczej nie intuicję, nawet jak na kobietę). Pozwoliłem sobie zachować twój post do mojej prywatnej wiadomości (cenzura, haha). Zgadzam się po części z Tobą, z pewnymi zastrzeżeniami wypływającymi z odmiennej perspektywy patrzenia. Według mnie podstawową relacją (czyli związek) jest relacja mężczyzna-kobieta, ze względu na swą naturalność, fundamentalność, znaczenie dla podtrzymania życia, gatunku i miłości, haha. I na podstawie tej relacji określa się stan cywilny: wolny (gdy formalnie ktoś nie jest w związku małżeńskim)bądź zajęty. Samo narzeczeństwo jest pewnym przyrzeczeniem, zgodą na małżeństwo, czyli w pewnym sensie deklaracją, decyzją co do wspólnej przyszłości. Czy nie można w tej sytuacji mówić o "zajętości"? przynajmniej czasowej. Chyba tak, choć formalnego przyrzeczenia nie było, bo nie wyobrażam sobie, żeby narzeczeni nie byli sobie wierni i wobec siebie lojalni. Czyli w przypadku narzeczonych wydaje się, że pojawia się również termin "zajętości". Wiele wolności w zajętości, haha. Pozdrowienia, haha.
OdpowiedzUsuńDroga medical girl dzięki za wiadomość. Umiejętność wiązania faktów godna podziwu, zatem masz zadatki na dobrą panią doktor (nie trać tego). Choć oprócz tego w diagnozie lekarskiej potrzebny jest dialog, aby rozeznać prawdę. Bowiem przyjęta hipoteza może okazać się błędna, haha. W każdym bądź razie zapraszam do odwiedzania "zielonego" świata i jak masz ochotę do komentowania. Bo istnieje ryzyko że zapanuje tu zielona cisza, haha. Potrzebna jest medical help, haha. Powodzenia na studiach oraz pięknej miłości, niech trwa...
OdpowiedzUsuń