czwartek, 14 października 2010

Wspomnienie o śp. ks. Tadeuszu Styczniu SDS

Dnia 14 października 2010 roku w Trzebnicy zmarł Ks. Prof. Tadeusz Styczeń SDS. Znany i ceniony na całym świecie etyk był uczniem i przyjacielem Jana Pawła II. Kilkakrotnie i moje życiowe ścieżki skrzyżowały się z jego. Pamiętam na pierwszym wykładzie z filozofii, kiedy wskoczył na krzesło i rozglądając się z uśmiechem zawołał: ilu tu was przybyło.
Później było kilka bardzo osobistych spotkań i wydarzeń w Austrii, kiedy to mogłem go bliżej poznać jako człowieka. Pozostaną one w mojej pamięci. Spacery po Klagenfurcie, poszukiwanie sklepu z muzyką klasyczną. Ks. Tadeusz znał większość płyt, zadziwiał mnie, rozmawiał niezwykle ciekawie ze starszą sprzedawczynią z tego sklepu. Świetnie mówił po niemiecku. Pamiętam jak śpiewał wiele piosenek i pieśni w gronie swych międzynarodowych przyjaciół i znajomych po polsku, niemiecku, a nawet nucił coś po słoweńsku W Austrii miałem okazje temu wybitnemu człowiekowi pomagać w prozaicznych rzeczach: zakupach, pomocy w podróży czy odwiedzinach u lekarza. Miły, rozmowny, skromny, otwarty, życzliwy, z poczuciem humoru. Ostatnie nasze spotkanie odbyło się w kościele akademickim, w Lublinie z okazji 50 rocznicy jego święceń kapłańskich, pamiętam jak wtedy opowiadał o ostatnich chwilach i śmierci papieża Jana Pawła II. W opowieści  ks. Tadeusza wyłonił się obraz umierającego Jana Pawła II dobrego pasterza z białą owieczką na ramionach (tak kojarzyła mu się poduszka na której leżał papież). Niech Ci dwaj przyjaciele spotkają się znów u Ojca Niebieskiego. R.I. P z muzyką, filozofią i humorem.
Kilka dopowiedzi o ks. Tadeuszu z artykułu ks. Giemzy:
 W rodzinnych Wołowicach uczył się wrażliwości na piękno literatury i muzyki.  przekraczania narodowych uprzedzeń. Prawdziwą jego pasją była muzyka. Marzył, by studiować muzykologię. Na przeszkodzie w realizacji planów ks. Stycznia stanął ówczesny prowincjał, który dostrzegał jego uzdolnienia, ale uważał, iż wrażliwość i romantyczność młodego współbrata może być niebezpieczna. Z tego powodu polecił mu wybrać inny przedmiot. Wybór padł na wykłady ks. Karola Wojtyły, który w 1953 roku ukończył przewód habilitacyjny na Wydziale Teologicznym UJ. Po zlikwidowaniu Wydziału Teologicznego UJ rozpoczął on w 1954 roku wykłady z historii doktryn etycznych na KUL-u. W wykładach ks. Karola Wojtyły w Krakowie uczestniczył jako student kleryk Tadeusz. Studia filozoficzne na KUL-u rozpoczął ks. Styczeń w 1955 roku Jego naukowa droga związała się odtąd z ks. Wojtyłą. Uczestnicząc w prowadzonym przez niego seminarium z etyki, pod jego kierunkiem przygotował pracę magisterską i doktorską (1963 r.). W 1971 roku przedstawił rozprawę habilitacyjną. Ksiądz Styczeń najpierw został asystentem, a następnie adiunktem przy katedrze ks. Wojtyły. Gdy ks. Karol Wojtyła w 1958 roku otrzymał sakrę biskupią, a w 1964 został mianowany arcybiskupem krakowskim, coraz częściej z racji licznych obowiązków związanych z kierowaniem diecezją, udziałem w życiu Kościoła powszechnego (m.in. w Soborze Watykańskim II) powierzał ks. Styczniowi prowadzenie wykładów i seminarium z etyki.
            W liście z 4 listopada 2000 roku skierowanym przez Jana Pawła II do ks. Stycznia z racji jego 70. urodzin, Papież tak ocenia ten okres: „Nasza wspólna przygoda z etyką zaczęła się jeszcze przed Lublinem. W Lublinie jednak, na Wydziale Filozoficznym Katolickiego Uniwersytetu, miała ona fazę decydującą. Tam spotykaliśmy się zarówno na wykładach, jak i na seminariach, które prowadziłem jako wykładowca dojeżdżający z Krakowa. Tam również dane mi było poznać Cię bliżej jako studenta głęboko zainteresowanego problematyką etyczną. Wszystkie kolejne stopnie naukowe: magisterium, doktorat, a z kolei habilitacja, następowały po sobie w dość szybkim tempie, tak że mogłem być spokojny o przyszłość Katedry Etyki na KUL-u. Formalnie wciąż byłem z nią związany aż do roku 1978, ale praktycznie wszystko już opierało się na Tobie”
Wybór ks. kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w dniu 16 października 1978 roku nie przerwał zadzierzgniętych więzi naukowych i osobistych. Wprost przeciwnie, pogłębił je. Ksiądz Styczeń nie tylko kontynuował i rozwijał myśl swojego Mistrza, ale w bardzo dyskretny sposób towarzyszył Mu w posłudze Kościołowi powszechnemu. Ta wzajemna przyjaźń rozwijała się na różnych płaszczyznach: w dysputach naukowych, zatroskaniu o Kościół, wspólnych chwilach wypoczynku i świętowania. W cytowanym już liście urodzinowym Ojciec Święty tak napisał: „Jestem Ci serdecznie wdzięczny za wszystkie lata naszej współpracy, (...) a nade wszystko za serdeczną przyjaźń, którą mi okazywałeś i okazujesz niezmiennie do dnia dzisiejszego. Jesteś, Tadeuszu, znakomitym etykiem, ale nie tylko to - jesteś świetnym narciarzem i turystą. Z wdzięcznością wspominam wszystkie nasze wyprawy - letnie, jesienne, zimowe - naprzód jeszcze w górach polskich, a potem także na północy Italii; były one okazją do różnych przemyśleń i twórczych dyskusji”.
          Ksiądz Tadeusz Styczeń był przy papieskim łożu śmierci w kwietniu 2005 roku. Jak zawsze dyskretny, nie chciał obnosić się faktem obdarowania przyjaźnią przez Ojca Świętego i zyskać przez to poklasku i uznania mediów. Mimo natarczywości, niekiedy wręcz nachalności dziennikarzy odmawiał wszelkich wywiadów dotyczących jego więzi z Janem Pawłem II i towarzyszenia Mu w cierpieniu i śmierci. „Ktoś, komu umiera ojciec i on jest przy tym, nie mówi do telewizji o tym” - powiedział na zakończenie Mszy św. celebrowanej z racji jubileuszu 50-lecia kapłaństwa 5 kwietnia 2005 roku w kościele akademickim KUL w Lublinie. To jedyna publiczna wypowiedź ks. Stycznia na ten temat. Było to wzruszające świadectwo wiernego ucznia i przyjaciela, a nie jakieś spekulacje.
         Oddajmy mu głos: „W momencie, kiedy Ojciec Święty skonał, dostrzegłem niezwykły kontrast. Jeszcze niedawno ten niezwykły ból na jego twarzy. To skrępowanie przyrządami, które miały pomóc przedłużyć mu życie. On, który widzi swoją wierność Ojcu przez to, że służy, ale służąc ma prawo, żeby mu nie skracać drogi cierpienia do Ojca. Byłem świadkiem, jak podnosił ręce skowane. Czy nie prosił Ojca: bo jeśli to jest rzeczywiście dość, to chyba niech moi opiekunowie rozumieją i to, że ja mam prawo oddać życie, a nie zatrzymywać życie, że Ty jesteś tym, który rozstrzyga. (...) Ukochane siostry i bracia, ta twarz cierpiącego, jak gdyby z impulsu Tego, który konając, skonał, ta twarz pojawiła się nieoczekiwanie jako twarz kogoś uśmiechniętego, skłoniona w stronę poduszki, która wyglądała - ja wiem? - jak baranek czy owieczka, i uśmiechnięty w tamtą stronę tak stygnął. (...) Chcę się z wami podzielić tym, że nam nie wolno nie radować się z tego, że odszedł taki ojciec, ale równocześnie, że wolno też, trzeba zapłakać, że go już nie ma. Dopiero wtedy jest pełnia i umiejmy walczyć w sobie o tę równowagę. Żeby to było jakimś przyczynkiem, kim Bóg Ojciec jest w stosunku do nas, skoro nam swojego Syna dał, by nikogo nie gwałcąc, skłonił człowieka, by sam wybrał tego, który jest jego ojcem. Oczekuję, żebyśmy z tym szli do naszych domów, i roznosili radość, okupując ją świadomością cierpienia i braku, i pustki, że jego nie ma, że jest tam".
             Ostatnie lata ks. Profesora Stycznia naznaczone były cierpieniem. Pan wezwał go do siebie 14 października 2010 roku w 80. roku życia, 64. roku życia zakonnego i 56. roku życia kapłańskiego. Stało się to w przeddzień uroczystości ku czci św. Jadwigi Śląskiej, patronki dnia wyboru Jana Pawła II na papieża. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz